Autor: Karolina Dukiel
Zdjęcia: Blue Dream Resort
Kostaryka to mały kraj w Ameryce Centralnej, z oszałamiającą fauną, florą i rajskimi spotami do surfingu na wybrzeżu zarówno Pacyfiku jak i karaibskim. Mimo, że nie jest to top wśród kierunków kitesurfingowych (a może właśnie dlatego), jest to bardzo ciekawy cel kitesurfingowej podróży. Jednym z najlepszych spotów w tym kraju jest Playa Copal nad zatoką Salinas, nad zachodnim wybrzeżem kraju zaraz przy granicy z Nikaraguą.

Ja dotarłam do Kostaryki z Ameryki Środkowej, ale najtańsze loty bezpośrednie do San Jose można znaleźć z Londynu, Madrytu i Paryża, a przeciętny transfer to koszt 2,5-3 tysiące złotych.
Do Playa Copal można dostać się ze stolicy kraju – San Jose i wiąże się to z wielogodzinnym pobytem w nieklimatyzowanym autobusie lub dość drogim dojazdem taksówką. Nie odbiega to jednak od standardów transportowych tej części świata.

Walutą Kostaryki jest colon, ale w większości miejsc można płacić dolarami. Pamiętam, kiedy podczas pierwszej wizyty wymieniłam na lotnisku 10USD doznałam podwójnego zaskoczenia. Po pierwsze myślałam, że pan w okienku nie przestanie wydawać banknotów nigdy… wydawał i wydawał aż w końcu dostałam prawie 6 tysięcy colones! Od razu poczułam się bogatsza. Po drugie banknoty te, to były najpiękniejsze pieniądze jakie do tej pory widziałam, z wizerunkami zwierząt z których słynie Kostaryka: leniwiec, małpa, rekin… Piękno banknotów jednak nie kompensuje kostarykańskich cen, które są zwyczajnie wysokie, zwłaszcza za jedzenie.

Spot Playa Copal to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Zatoka jest głęboka i często mocno zafalowana. Plaża jest szeroka i piaszczysta, ale występujące pływy potrafią ukraść ją prawie całkowicie, co często utrudnia startowanie latawców, lub przeciwnie – sprawiają, że pojawia się daleka płycizna. Dookoła zatoki roztaczają się zachwycające masywy górskie, a nawet jeden masyw wulkanu. Na samym środku zatoki znajduje się urocza wysepka, na której szczycie żyje endemiczny gatunek ptaków. Dystans z plaży na wyspę to około 2 km w jedną stronę, a kolor wody przy tamtejszej plaży jest dużo bardziej turkusowy.Po prawej stronie wyspy wystaje kilka skał i są one znakiem ostrzegawczym przed niedużą rafą na dnie. Tłok na spocie? Zapomnijcie!

Bahia Salinas i okolica to istny Jurastic Park. Różnorodność i bliskość fauny nie przestaje zachwycać. Liczba iguan, które każdego dnia przecinają jedyną utwardzoną drogę jest niepoliczalna. W rzeczce, która wpływa do zatoki pomieszkuje znany wszystkim tubylcom krokodyl, a małpy stadami przeskakują między konarami drzew.
Na wodzie jest równie dziko i to nie tylko z powodu szalonego wiatru, ale również z powodu bogatej fauny, często w prawdziwie brutalnym wydaniu. Zdarzają się bliskie spotkania z płaszczkami, również tymi groźnymi stingray, na których użądlenie niezastąpionym ratunkiem jest wrzątek. Ryby rozdymki często już rozdmuchane usychające na plaży, a nad nimi kołujące ptaki czające się, by wydziobać ich smakowite oczy. Ale Bahia Salinas to przede wszystkim urocze żółwie! Podczas każdej sesyjki należy mieć się na baczności, żeby nie wpłynąć w ich twarde skorupy. Jest ich naprawdę sporo i mocno wpisały się w charakterystykę spotu.
Czasem nawet wydawało mi się, że wypływają na powierzchnię nie tylko żeby zaczerpnąć powietrza, ale obczaić kto tam co skacze.

Teraz najlepsze – wiatr!! Wiatr tam po prostu wieje! Podczas prawie 3 miesięcy, które tam spędziłam przytrafiły się jedynie trzy dni “bezwietrzne”, kiedy to wiało maks. 11 węzłów oraz 3 dni, kiedy prędkość wiatru dochodziła do 40 węzłów. Sezon trwa od listopada do maja i wówczas prędkość wiatru rzadko spada poniżej 20 węzłów. Później wiatr stopniowo słabnie, aż całkiem przestaje wiać podczas apogeum pory deszczowej czyli we wrześniu i październiku. Wiatr prawie nigdy nie zmienia swojego side-on shorowego kierunku.
W zatoce Salinas nie usłyszysz pytania „czy równo wieje” albo „czy szkwali”. Tam równo nie wieje nigdy, tam szkwali zawsze. Wiatr jest po prostu kosmicznie porywisty. Różnice pomiędzy podstawą, a szkwałami wynoszą nawet do 16 węzłów. Dla potwierdzenia załączam screena z archiwum windguru.

Takie warunki przyciąga amatorów wysokich skoków. Lokalna ekipa oraz wieloletni instruktorzy prześcigają się w rankingach Woo skacząc po 15-20m. Stałam się lokalną atrakcją, kiedy dowiedzieli się, że pływałam na latawcu 17m.

Na spocie zlokalizowane są 3 szkółki, które również wypożyczają sprzęt. Dwie z nich prowadzą bazę noclegową z restauracją. Jedno z nich zlokalizowane jest nad brzegiem zatoki, drugie – w którym miałam okazję pracować to Blue Dream, którego właściciel Nicola sprowadził kitesurfing w te okolice. Szkoła znajduje się w odległości 8 minut drogi na pace oldschoolowej furgonetki, którą kitesurferzy przemierzają farmę krów, by dostać się do prywatnej bramy na spot. Raz dziennie dowożony jest tam lunch, co oznacza, że już nie ma powodu, żeby opuszczać spot przed zachodem słońca.

Powiedzieć, że region zatoki Salinas jest mało turystyczny to nie powiedzieć nic. Do największych atrakcji okolicy zaliczyłabym zachody słońca, łyk świeżej wody kokosowej w hamaku po pływaniu, nocowanie przy ognisku na plaży oraz… coroczne rodeo w sąsiedniej wsi.
W odległości 10km od spotu znajduje się jeden bar, gdzie w weekendy odbywa się latino potańcówka. Atrakcją jest tam raczej dla lokalesów widok turysty.

Podsumowując: Bahia Salians to nie łatwy spot. Zupełnie nie polecam go do nauki (głęboko, zafalowanie, brak łódki asekuracyjnej, o BB talking nawet nie pytajcie). Okolica jest mocno wiejska, ale… ale wieje! Jeśli porywista sesyjka wysokich lotów w board shortach, z żółwiami i widokiem na wulkan nie brzmi dla Ciebie całkiem ok, to Kostaryka powinna się znaleźć na Twojej liście miejsc do odwiedzenia.